Wiecie, wybór nowej lodówki dla blogerki kulinarnej, to coś jak wybór nowego samochodu rajdowego dla Kubicy albo nawet suknia ślubna dla panny młodej. Ważna sprawa i podejść trzeba do tego z pełną odpowiedzialnością. Bo inwestycja w nową lodówkę to przeważnie inwestycja na długie lata.
Niedawno skończył się remont w moim domu. W planach był tylko remont przedpokoju, a z przedpokoju zahaczyliśmy jeszcze o 2 pokoje, a nawet i o kuchnię. Totalnie nieplanowane, ale dobrze wszyscy wiecie, że jeden remont ciągnie za sobą kolejny – i to się właśnie wtedy potwierdziło.
Oprócz remontu związanego z malowaniem ścian i nowym oświetleniem na suficie przyszła też pora na wymianę lodówki. I choć nie mam nowoczesnej kuchni (jeszcze!) to wybór padł na nowoczesną lodówkę – model Liebherr French Door CBNes 6256 – lodówkę, która jest chyba marzeniem każdej blogerki kulinarnej.
W sumie to marzeniem chyba nie tylko blogerki kulinarnej, ale i każdej osoby, która kocha gotować i która kocha jeść. Marzeniem zarówno singli (choć oni, jak i ja mogą być na początku „przerażeni” jej wielkością), jak i marzeniem całej rodziny.
Przy jej wyborze kierowałam się może nie wielkością (bo jakoś chyba wtedy nie wiedziałam, że 2 metry to aż tak dużo!), ale przede wszystkim pojemnością – zarówno chłodziarki, jak i zamrażarki.
W dotychczas posiadanej przez nas lodówce było tak – chciałam wyciągnąć masło, musiałam trzymać wypadające pomidory. Chciałam włożyć tort – musiałam wyciągnąć półki. Chciałam zrobić kilka ciast na święta albo imieniny – robiłam, owszem! Ale wszystko inne lądowało wtedy poza lodówką (łącznie z jajkami na parapecie).
To nie żart!
Każdy kto ma małą lodówkę dobrze wie, o czym mówię i jak wygląda wnętrze takiej lodówki, szczególnie po większych zakupach.
Wybrany przeze mnie model jest niesamowicie przestrzenny (mam nawet wrażenie, że jest tu więcej miejsca, niż w mojej szafie!)
Duże szerokie półki, na których bez problemu zmieści się nawet piętrowy tort, pojemne szuflady na warzywa i owoce oraz boczne szerokie półki mieszczące nawet duże butelki czy kartony. No i ta zamrażarka.
Zamrażarka z wielkimi szufladami, kryjąca w swoim wnętrzu nawet kostkarkę do lodu.
Szuflady głębokie i pojemne. Na mięsa, choć ja akurat te jem rzadko, ale za to rodzinka uwielbia. Na sezonowe owoce, które co roku mrożę by mieć zapas na zimę – truskawki, wiśnie, czereśnie, borówki, śliwki. Na warzywa z własnego ogrodu – ukochaną cukinię i dynię.
Jest nawet wystarczająco dużo miejsca, żebym mogła mrozić torty przed oblewaniem je mirror glaze – tak jak to robię na kursach cukierniczych (do tej pory mroziłam w domu tylko małe mono desery, bo niestety, ale tort nie miał szans się zmieścić).
No i lody – jest miejsce na lody. Ostatnio w prezencie dostałam maszynę do robienia domowych lodów, taką z wiaderkiem/misą – mogę je śmiało włożyć w całości bez przekładania lodów do mniejszych, płaskich pojemników.
O matko!
Ależ się rozmarzyłam!
Zanim z tych kulinarnych marzeń przejdę do kulinarnych czynów zapraszam Was na coś pysznego!
Dziś zabieram Was w podróż do Azji – jednym z moich ulubionych dań jest koreański japchae.
Danie łatwe, szybkie i niesamowicie pyszne.
Do przygotowania dosłownie w 20 minut.
Połączenie warzyw (tego nigdy za wiele!) z makaronem ryżowym w słodko-słonej marynacie tworzy fantastyczną całość, której żaden wielbiciel dobrego jedzenia się nie oprze.
Gwarantuję!
Spróbujcie!
JAPCHAE
SKŁADNIKI:
(3 porcje)
- makaron ryżowy – 1 op / ok 300 g
- papryka czerwona – 1 szt
- papryka żółta – 1 szt
- papryka zielona – 1 szt
- duża cebula – 1 szt
- czosnek – 3 ząbki
- szpinak – 200 g
- jajko – 2 szt
- biały sezam – 1 garść
- cukier trzcinowy – 1 łyżka
- olej sezamowy – 150 ml
- sos sojowy – 100 ml
- czarny pieprz – do smaku
- miód wielokwiatowy – 2 łyżki
SPOSÓB PRZYRZĄDZENIA:
Zacznijmy od przygotowania składników.
Papryki kroimy w piórka, przesmażamy. Marchew kroimy w zapałki, a cebulę w piórka, przesmażamy. Szpinak blanszujemy. Czosnek siekamy. Z miodu, sosu sojowego, połowy oleju sezamowego, cukru trzcinowego i pieprzu robimy marynatę. Wrzucamy do niej ugotowany wcześniej makaron ryżowy, niech się marynuje. Z 2 roztrzepanych jajek ( beż żadnych dodatków! ) smażymy cienki omlet na odrobinie oleju sezamowego. Po usmażeniu kroimy w ukośne paseczki.
UWAGA!
Można usmażyć wszystko „na raz” albo każdą porcję oddzielnie. Na patelni ląduje makaron, przesmażona papryka, cebula, marchew oraz zblanszowany szpinak, posiekany czosnek, omlet, sezam oraz marynata spod makaronu (nie musi być całość!) Smażymy razem 2-3 minuty. Gotowe!
Bardzo polecam Wam wypróbowanie!
Jeśli kuchnia koreańska kojarzy Wam się tylko i wyłącznie z ostrymi potrawami, to będziecie mile zaskoczeni – to danie absolutnie do ostrych nie należy. Smakuje fantastycznie i tak samo fantastycznie pachnie.
Pamiętajcie, żeby dziennie spożywać minimum 400 g gramów warzyw i owoców – zapewnią one dostarczanie witamin i minerałów niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu.
Ps. Już niedługo wracam z kolejnym przepisem!