W ciąży z podwójną siłą ciągnie nas w stronę zmian, a już w szczególności w kierunku remontów i przemeblowań. W naszym życiu ma się nareszcie pojawić ktoś nowy i wyjątkowy, dlatego chcemy się do tych narodzin przygotować perfekcyjnie. Ja byłam klasycznym przypadkiem. W trzeciej ciąży zachciało mi się czegoś nowego. Ciążowe hormony szalały i trudno było mi określić jakiej zmiany potrzebuję najbardziej. Salon dopiero co malowaliśmy, w pokoju chłopców już też niewiele zostało do zrobienia, wyprawka dla naszej córeczki też całkiem dobrze się kompletowała. Chodziłam z kąta w kąt i przyglądałam się badawczym spojrzeniem wszystkim pomieszczeniom. Miarka towarzyszyła mi na każdym kroku! Nawet jadąc po kilka ozdobnych świeczek (ich nigdy za mało, prawda?) chowałam ją do plecaka.
W końcu się udało! Znalazłam! Dawno nieodświeżanym pomieszczeniem, któremu przydałaby się mała odmiana okazała się nasza kuchnia. Zakup całkowicie nowych mebli był zbyt dużym wyzwaniem jak na naszą kieszeń – trzeba było włączyć kreatywne myślenie. I tak oto do głowy wpadł mi pomysł, by obecne szafki zwyczajnie przemalować. W mig znalazłam odpowiedni odcień farby. Razem z mężem zdecydowaliśmy, że to doskonały moment, żeby dodać naszej kuchni więcej blasku i zmienić brązowe fronty na jasne z dodatkiem szarości. Uwaga – całe przedsięwzięcie kosztowało nas niecałe 200 zł, a metamorfoza zajęła nam zaledwie weekend. Dodatkowo kupiliśmy nowe uchwyty do szafek i biały blat, na który chorowałam już od dłuższego czasu.
I tak oto naszym oczom ukazała kuchnia jak z obrazka. Kuchnia po przemalowaniu wygląda świeżo i nowocześnie, jest w niej więcej światła. Do wystroju idealnie wpasowały się dotychczasowe elementy wyposażenia: miętowy sprzęt kuchenny, drewniane dodatki i zestaw wiszących przyrządów kuchennych. Jest pięknie!
No, ale nie można mówić o dobrej kuchni, jeśli nie ma w niej odpowiedniego sprzętu. Postanowiliśmy iść za ciosem i w naszym domu stanęła nowa chłodziarko-zamrażarka – serce kuchni. Czym się kierowaliśmy? Miała być oszczędna, do tego pojemna i co równie ważne – cicha. Wybór padł na model Liebherr DNHML43X13.
Dlaczego? W wybranym przez nas modelu zakochałam się od pierwszego wejrzenia. W końcu pożegnałam naszą toporną lodówkę, oklejoną przez dzieci tysiącem kolorowych naklejek. Kiedy nowa lodówka stanęła w miejscu starej, miałam wrażenie, że w kuchni zrobiło się jeszcze więcej miejsca. A do tego wygląda ultranowocześnie i dodała charakteru całemu pomieszczeniu.
Ale nie tylko z zewnątrz Liebherr wyniósł swój sprzęt na wyżyny. W środku lodówki znajdują się szklane półki, które nadają wnętrzu niesamowicie lekkiego wyglądu. Początkowo bałam się trochę, że nie wytrzymają ciężaru wsadzonych produktów i trzeba się będzie z nimi bardzo delikatnie obchodzić. Nic bardziej mylnego, udźwigną nawet 30kg obciążenie.
Mistrzostwem jest też dla mnie system wentylacyjny PowerCooling, który zapewnia szybkie schłodzenie świeżo umieszczonych produktów oraz utrzymanie preferowanej temperatury wnętrza. W ciągu 24 godzin moja lodówka jest w stanie perfekcyjnie zamrozić nawet 10 kilogramów mięsa. Mój mąż – naczelny kucharz naszej rodziny – lubuje się w dużych zakupach. Chodzenie między sklepowymi półkami i wybieranie smakołyków to jego hobby. Dzięki szerokim i pojemnym szufladom w naszej nowej lodówce, już nie muszę martwić się o zbyt duże zakupy. Świetny sposób na zaoszczędzenie pieniędzy – kupujemy raz, a porządnie! A przy tak dużej rodzinie jest to niezwykle ważne.
Co fajniejsze nowa lodówka wywołała niekończącą się od jakiegoś czasu falę radości z rozpakowywania zakupów. Wcześniejszy nie dość przyjemny obowiązek, teraz zamienił się w dobrą zabawę. Chłopcy co rusz wymyślają nowe ustawienie na półkach.
Nawet pies jest zadowolony ze zmiany – szuflada na warzywa zawsze pomieści jego ulubione marchewki.
A co w przypadku, kiedy zabrakłoby prądu? W okresie letnim, burzowym zdarza się to u nas niesamowicie często. Spokojnie, nasz Liebherr utrzyma temperaturę zamrażalnika do 26 godzin!
Kolejny plus dla Liebherr za czujnik otwartych drzwi. Teraz po sześćdziesięciu sekundach w domu rozbrzmiewa alarm, przypominający o zamknięciu lodówki. Kiedy dwójka moich małych rozrabiaków samodzielnie robi kanapki, już nie zdarzają się niespodzianki w postaci otwartej lodówki. Możemy już tylko z dumą patrzeć na wszystkie samodzielnie wykonane pyszności. No i najważniejsze – system NoFrost w zamrażarce – eliminuje konieczność ręcznego rozmrażania. Nie ma chyba na świecie osoby, która lubiłaby tę czynność. Czy nie lepiej spożytkować ten czas na wycieczce z rodziną?
Na pierwszy rzut oka w naszej kuchni niewiele się zmieniło. Nie ruszyliśmy układu mebli, a jedynie zmieniliśmy ich kolor, ale efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Do tego nowa lodówka nadała pomieszczeniu lekkości i czystości. Teraz gotowanie jest samą przyjemnością, a kuchnia stała się najczęściej odwiedzanym pomieszczeniem w domu.